Sprzedaż samochodu czyli walka z kosmitami

Źródło: https://i.ytimg.com/vi/



Kocham samochody. Tak bardzo, że z żadnym nie potrafię wytrzymać długo. Jestem jak kobieciarz szukający co chwilę nowych doznań. Na szczęście moje zboczenie nie robi nikomu krzywdy - może poza portfelem, który nie zawsze na tym dobrze wychodzi.



Niemal każde z moich aut po upływie pół roku (ustawowy czas posiadania potrzebny do uniknięcia podatku) trafia na jeden z popularnych portali ogłoszeniowych. Sprawia to, że mimo młodego wieku miałem w życiu co najmniej kilkanaście aut (kiedyś je tutaj przedstawię), gościłem na podwórku co najmniej setkę potencjalnych kupujących a telefonów mogłem odebrać nawet tysiąc. Tak duża liczba interakcji siłą rzeczy powoduje, że czasem trafia się na wyjątkowo trudne przypadki, a ich bohaterów zwykłem nazywać Kosmitami. Kilku z nich postanowiłem tutaj opisać:

1) Kosmici umawiający się i znikający z powierzchni ziemi:

To jest prawdziwa plaga. Ktoś się umawia konkretnego dnia, na konkretną godzinę po czym nigdy więcej się nie kontaktuje. Zrozumiałbym wiadomość o odwołaniu spotkania, w końcu mój samochód nie jest jedyny na świecie a i różne wydarzenia losowe się zdarzają. Niestety takie sytuacje mają miejsce na tyle często, że raczej mamy do czynienia z typowym olewactwem i brakiem poszanowania dla czyjegoś czasu. Ostatnio odebrałem telefon od "klienta", który powiedział, że zaraz do mnie wyjeżdża i prosi o adres smsem. Wybija umówiona godzina, później następna i jeszcze następna. Dzwonię do faceta żeby dowiedzieć się co i jak bo nie miałem zamiaru spędzić w domu całego popołudnia. Telefon wyłączony. Póżnym wieczorem słyszę sygnał komórki, patrzę a to on! Odbieram i słyszę w słuchawce:
-No siema siema, zaraz po ciebie podjadę, czekaj na Lotosie...
-Ale to chyba pomyłka, pan do mnie dzwonił w sprawie samochodu.
-Aha, ok. 
I SIĘ ROZŁĄCZYŁ Myślałem, że szlag mnie trafi. Jak zwykle w takich sytuacjach przeszły mi przez myśl różne rodzaje "zemsty" w stylu podania jego numeru do gejowskich anonsów towarzyskich. Ale dałem sobie spokój, nie można się zniżać do poziomu delikwenta.


2) Kosmita szukający dziury w całym:

Tutaj istnieje pewne zależność - im tańszy samochód tym większe prawdopodobieństwo trafienia na kogoś takiego. Na początek wyjaśnijmy sobie dwie kwestie. Sprzedając auto staram się przedstawić jego wszystkie wady, są dla mnie rzeczy cenniejsze od pieniędzy i wolę sprzedać kilka złotych taniej ale z czystym sumieniem. Po drugie - wiem, że osoba mająca niewielki budżet nie chce wtopić bo ją zwyczajnie na to nie stać. Natomiast istnieje różnica między rozmową a zwykłym czepialstwem.
Bo jak inaczej nazwać sytuację, gdy kupującym przeszkadzają NOWE, WSPAWANE PROGI w niemal dwudziestoletniej Bravie za trzy tysiące? Bo taki był powód dla którego nie sprzedałem pewnemu małżeństwu Fiata mojej siostry - nieoryginalne progi. Czy jeszcze da się spotkać auto włoskiej marki z tego okresu z ładnymi i oryginalnymi progami? 


3) Kosmiczny ekspert

Jeżeli klient mówi Ci przez telefon, że przyjedzie z mechanikiem, albo "szwagrem, który się zna na rzeczy" to wiedz, że coś się dzieje. Taki "ekspert" nigdy nie pozwoli na to, by zakup doszedł do skutku bo inaczej jego autorytet pryśnie jak mydlana bańka. Auto z oryginalnym lakierem określi szczepanem zespawanym z dwóch, idealnie pracujący silnik uzna za kończący się szrot, a wnętrze utrzymane w stanie fabrycznym zdemaskuje jako wymienione po powodzi. Szanse na powodzenie - niewielkie.


4) Nocni kosmici

Moja ulubiona kategoria. Klienci umawiający się wieczorem (lub też popołudniem zimą), gdy jest już ciemno i niewiele widać. Przyjeżdżają, oglądają, odbywają jazdę próbną... po czym dziękują i jadą do domu bo JEST CIEMNO I NIEWIELE WIDAĆ. Twierdzą, że wrócą za dnia ale już nie wracają. To nie żart. Miałem taki przypadek co namniej pięć razy.


5) Ekipa młodych kosmitów (w tym gościu z piwem)

Sprzedając auto z kategorii młodzieżowych mamy dużą szansę na coś takiego trafić. Przyjazd takiej brygady zwiastuje narastający bas. Podjeżdża samochód z ciemnymi szybami, ze środka wylatuje od trzech do pięciu młodych chłopaków i jeden z nich obowiązkowo ma piwo w ręce - zazwyczaj Tyskie w puszce. Oglądają, śmieszkują i zazwyczaj nie kupują. Przybijają piątke i odjeżdżają, oczywiście w rytm basu.


Jestem przekonany, że kogoś tutaj pominąłem. Jak sobie przypomnę to będzie okazja by zrobić część drugą.

Komentarze